Posty

Wyświetlanie postów z 2023

Jedyny walc

Obraz
  Nowa powieść Małgorzaty Garkowskiej „Jedyny walc” jest po prostu urocza. Z przyjemnością czyta się kolejne strony wytwornie przyozdobione rysunkami (brawo dla wydawnictwa FLOW!). Fabuła osadzona jest w realiach historycznych początku XX wieku. „W 1905 roku w Królestwie Polskim narastają rewolucyjne nastroje, ale także represje caratu. Jednak i w takich czasach miłość potrafi wybuchnąć z niespodziewaną siłą i połączyć odległe światy”, czytamy w zapowiedzi. Klasyczny trójkąt miłosny to: Polka Ewelina Strojnowska, pochodząca ze zubożałej szlachty, porucznik carskiego wojska Polak Paweł Orłowski i Rosjanin hrabia Aleksandr Konstantinowicz Sorokin. Którego kawalera wybierze ta, jak ją nazywają w domu, panna Lineczka? Sieć misternych powiązań między trojgiem bohaterów stanowi oś fabularną utworu. Kobieta, jak to kobieta, lubi się stroić, prowadzić inteligentną konwersację, być uwielbiana. Wraz z ciotką Leokadią często odwiedza dom Hersego. Ewelinę poznajemy w momencie, kiedy wraca do

Wzgórze pomocy

Obraz
  Niezwykła książka, wydana niedawno przez Książnicę Płocką, poprzedzona jest cytatem z twórczości Czesława Niemena: " Ludzi dobrej woli jest więcej i mocno wierzę w to, że ten świat nie zginie nigdy dzięki nim… ” Ludzie dobrej woli to płocczanie, którzy niosą wsparcie Ukrainie. Jesteśmy prawdziwym „Wzgórzem pomocy”. Sama   autorka wydawnictwa, Ewa Magierska,   gościła w swoim domu ukraińskie małżeństwo Larysę i Władimira, który wolał, żeby nazywać go Wową. Choć pierwsze dni były niewiadomą, to później ciężko było się rozstać.   Publikacja składa się przede wszystkim z rozmów z płocczanami zaangażowanymi w pomoc dla Ukrainy. Jako przerywniki występują opowieści o przybyłej z Ukrainy   rodzinie i ich wspólnym mieszkaniu z Ewą i Wojtkiem Magierskimi. Książka jest merytorycznie podzielona, aby zebrać myśli i nadać relacjom porządek. „Informacja”, „Dach nad głową”, „Język”, „Zdrowie”, „Dary” - to tylko niektóre z rozdziałów. Nietrudno się domyślić, jakiego rodzaju tematyce s

Leksykon nazw płockich ulic

Obraz
  Siedem lat minęło od pierwszego wydania „Leksykonu nazw płockich ulic” Piotra Gryszpanowicza (Płock 2016) i oto mamy kolejne. To z jednej strony przegląd encyklopedyczny, z drugiej, zważywszy na dokumentalny charakter, doskonały przedmiot badań dla ludzi zainteresowanych toponimią (toponimia, źródło pochodzenia nazw, z gr. topos-miejsce, onoma-nazwa). W nazwach miejscowych zawarta jest wiedza o kulturze danego regionu, ważnych dla niej osobowościach i zdarzeniach.  Jeśli będziemy na książkę Gryszpanowicza spoglądali w ten sposób, to mamy wydawnictwo prawie antropologiczne, na pewno językoznawcze. Do wznowienia „Leksykonu” skłoniło autora  między innymi pojawienie się nowych miejsc  albo zmiana nazw. Dla Gryszpanowicza punktem wyjścia  do książek są plany regulacyjne wykonane w okresie zaboru pruskiego przez budowniczych: Göpnnera, Schonwalda i Schmida. Później na skutek rusyfikacji historycznie pojawiły się w Płocku oznaczenia  pisane cyrylicą, lecz w większości przypadków były

Pismaczka

Obraz
  „Los (…) dbał zawsze o to, żeby moje życie nie było nudne”, pisze Hanna Pawłowska. Autobiograficzno-wspomnieniowa książka „Pismaczka” to barwna opowieść o życiu dziennikarki prowincjonalnej gazety, uwikłanej w wydarzenia ostatnich kilkudziesięciu lat historii Płocka. Dla badaczy regionalnych dziejów to pozycja nie do pominięcia. W części opowiadającej o historii lokalnych tytułów zajmująca. Jak w kalejdoskopie przewijają się nazwiska osób w ten czy inny sposób związanych z mazowieckim rynkiem prasowym. Tomasz Pawłowski, redaktor naczelny „Tygodnika Płockiego”, „postawny mężczyzna z burzą czarnych loków na głowie” przyjmował Hankę Pawłowską do pracy. Do dziś współpracuje ona z ówczesnym zastępcą naczelnego Janem B. Nyckiem, „człowiekiem o nienagannych manierach i szerokiej wiedzy, lekko zdystansowanym”.  We wspomnieniach pojawia się też ówczesny sekretarz redakcji „TP” Jędrzej Miller, który dbał między innymi o prawomyślność zamieszczanych tekstów, bracia bliźniacy Boguś i Zbyszek Bur

Iluj. Genialny młodzieniec

Obraz
  Rafał Kowalski po raz kolejny sięga po opowieści ze świata Żydów płockich. Tym razem kluczem jest słowo iluj,  czyli po hebrajsku: geniusz, genialny młodzieniec. Autor spotykał się ze swoimi bohaterami przy okazji wcześniejszych projektów.  Kto z nas nie znał sytuacji, kiedy ktoś uparcie „siedzi” w głowie? Kowalski czuł, że obydwie postacie musi „wydobyć z niepamięci”. „Jeden już za młodu uważany był za geniusza w świecie religii, drugi w świecie poezji. Nigdy się nie poznali,  śmierć jednego z nich od narodzin drugiego dzieli dwanaście lat. Ale byli spokrewnieni, pochodzili z tej samej rodziny o nazwisku na „L”. Abram i Zysze Landau. Obydwaj bohaterowie urodzili się w Płocku i z tego miasta wyjechali. Różnili się temperamentem, rozpoznawalnością. Do cadyka zawsze była kolejka ludzi, poeta publikował głównie w prasie,  tworzył w języku jidisz. Obydwaj działali w sferze duchowej obecności człowieka. Autor eksploruje świat żydowskiej poezji i religii, wiedza płynie od rozmówców l

Sześć kolorów. Antologia LGBT

Obraz
Garkowska kolejny raz nie zawodzi. Tym razem jako autorka jednego z sześciu opowiadań w antologii LGBT „Melepeta i pomarańcze”. Temat wciąż w Polsce kontrowersyjny, ale autorka odważnie i subtelnie podejmuje opowieść o związku dwóch mężczyzn. Leszek ma ojca, pułkownika i sadystę. Mel oddalonych rodziców, których bardzo mu brakuje, szczególnie matki. Rodzinne święta Bożego Narodzenia spędza z dziadkami. Czy teza o trudnym dzieciństwie, wpływającym na późniejsze życie, istnieje w tym opowiadaniu, nie wiem. Wiem za to, że historia opisana jest w sposób realistyczny, tak jakbyśmy stali za obydwoma chłopakami. Narracja jest pierwszoosobowa, z punktu widzenia bohaterów, raz jest to Leszek, raz Mel. Zwłaszcza Mel, którego imię równie dobrze może być skrótem od Melanii (tak się zwracają nauczyciele ), jak i męskim Melem budzi zainteresowanie czytelnika. Chłopak czuje się mężczyzną, ale fizycznie już dojrzewa. Jest prześladowany przez innych uczniów, którzy ukuli obraźliwe powiedzenie „Mele

Bohomaz

Obraz
  Płocki Kuba Rozpruwacz, można rzec. Jego ofiarą padają piękne kobiety. Dusi je, a potem ściąga bieliznę. Na miasto pada paniczny strach. Nie dość, że każdy przeżywa grozę stanu wojennego, to jeszcze takie coś… Nic dziwnego, że Zuza Lewandowska wkracza do akcji. Silna swoją skutecznością i mądrością, z wiernym policjantem Nowakiem i złodziejem Piosikiem. Nawiasem mówiąc to Piosik jest od dawna moim ulubionym bohaterem. Otrzymałby Oscara za najlepszą rolę drugoplanową. Spryciarz, zna się na swoim fachu, do tego jest takim kasiarzem jak, nie przymierzając,  Kwinto. To doskonale napisana postać epizodyczna. Tę część „Zuzy” dobrze się czyta. Widać oddech, który zaczerpnęła adwokatka po wyjaśnieniu historii swego domniemanego raczycha.  Jest jeszcze bardziej uszczypliwa i pewna siebie niż zwykle. Do tego okazuje się, że bywa próżna. Dużo przeszła w „Bohomazie”. Prawie się utopiła, broniła swego największego wroga kpt. Mariańskiego, odnalazła brata. A i to nie wszystko. Oczywiście ma ni

„Akuszerki” nie tylko dla akuszerek

Obraz
  No siostry archeo, jedna z nas napisała książkę –biblię. O narodzinach, o cierpieniu, o umieraniu i powracaniu pod innym imieniem na świat. To, można rzec, saga rodu akuszerek z Małopolski, rozpoczęta w XIX w., prowadzona   przez trudny przełom stulacie aż po XX w. Przybrana matka położna, córka i wnuczka, w tym wnuczka zawodowo i społecznie zajdzie najdalej. Wszystko co dzieję się wokół starej Reginy i potomnych to zaledwie emanacja ich odwiecznej siły, która nakazuje ludzkości przetrwać. Ciąże i narodziny to namacalny symbol wielkiego koła życia. Książka jest napisana w narracji linearnej,   zgodnie z duchem kościoła. Ksiądz w Jadownikach to ważna persona a świat porządkuje używane do dziś powiedzenie „Bóg dał. Bóg wziął. Pochwalone niech będzie Imię Jego”. Problem śmierci noworodka tak właśnie podsumowują matki, żeby było łatwiej przetrwać stratę. Natomiast narracja książki (z punktu widzenia bohaterki średniego pokolenia położnych) płynie tak powoli, buddyjsko, że dziecko

Gorzkie meandry przeszłości

Obraz
  Zakazany romans opleciony grubą tkaniną historycznych informacji, począwszy od I wojny światowej i skończywszy na rządach władzy ludowej.   Polski chłopak, Tadeusz (w tej postaci można dostrzec alter ego autora), patriota, po łapance trafia do bauera Franza i zakochuje się w jego córce Melanii. Miłość zmierza do szczęśliwego finału, córka Herr Franza robi wiele, aby narzeczony uwierzył, że może mieć za żonę Niemkę. Uczy się naszego języka, przechodzi nawet na wiarę katolicką, uczy się katechizmu, byle tylko polski kapłan (znaleziony z trudem tuż po wojnie) udzielił im ślubu. Jednak nie wszystko jest sielanką. Herr Franz, ojciec Melanii, który odnosi się życzliwie do Polaków, ma domu chorą żonę, która do naszego narodu pała wprost nienawiścią. I nie tylko żonę, syn gestapowiec Hans dużo namiesza w powieści. Do tego Melanii z urody jest typową Aryjką, tym bardziej Niemcy ją mają za zdrajczynię, a własna matka ją przeklina… Książka napisana jest prostym językiem, zawiera wiele u

Służące do wszystkiego

Obraz
  „Gdy socjaliści z Płocka zapowiadają na 1 marca 1919 r. strajki i pochód, Marynia, służąca lekarza Aleksandra Macieszy dostaje histerii. Maria Macieszyna żona lekarza i kronikarka Płocka, zapisuje w z pamiętniku „Chce pakować rzeczy do walizki i wynieść wszystko do piwnicy. Prosi, aby naszykować broń do walki z bolszewikami. […] Zabroniłam jej jednak kupować żywności i chleba i oświadczyłam, że wcale się nie boję, gdyż już wybory do sejmu wykazały, że socjalistów nie jest tak dużo.” Indoktrynacja instytucji kościelnych wydawała   plony. Marysia u Macieszów była zapewne dobrze traktowana i kochała „Państwa”, skoro tak szybko rzuciła się ratować ich dobytek przed mitycznym bolszewickim najeźdźcą. Poza tym jest wzorową zytką (członkinią Stowarzyszeniu Sług Katolickich im. św. Zyty) i narodową katoliczką, kocha Pana Boga i   kościół, nie lubi mężczyzn „kocha tylko żołnierzy, co kochają nasz kraj.” Tyle mamy akcentu płockiego w wydawnictwie „Służące do wszystkiego”. Feministki przykla
Obraz
  Jaka potrawa łączy wszystkich menonitów na świecie? „Zwieback” czyli specjalnie wypiekany chleb. Dobrze wyrobione ciasto formuje się w kule wielkości kurzego jajka i mniejsze kulki wielkości jaja perliczki, które kładzie się na wierzchu dużych kul, a następnie piecze. To tylko drobna informacja zaczerpnięta z katalogu wystawy „Menonici na Mazowszu w XVIII – XX wieku”. Książki eleganckiej, trójjęzycznej (polski, angielski, niemiecki) i bogatej w dzieje odmiennych sąsiadów. I we wzruszające zdjęcia, zarówno portrety menonickich rodzin,  jak i symbole ich codzienności. Menonici uważani są za grupę religijną, wspólnotę wyznawców, a ich postrzeganie zmieniało się w okresie czterystuletniej bytności na ziemiach polskich. Menonici najpierw byli utożsamiani z olendrami gospodarującymi na terenach zalewowych, później odmawiających służby wojskowej innowiercami,  a w latach 20. XX w. traktowani jako sekta religijna. „Sami menonici uważają się nie tylko za grupę religijną, ale również wskaz

Łączy nas nienawiść

Obraz
„Niedługo po wydaniu <Łączy nas nienawiść>, książeczka zaczęła pojawiać się w Empikach. Nie ekscytowałam się za bardzo, bo nie wierzyłam, że zobaczę ją stacjonarnie na półce. Sądziłam, że będzie dostępna online. A jednak moja wydawczyni wysłała mi wiadomość, że książka teoretycznie jest dostępna w Płocku. Podpowiedziała mi, że może nie być jej na półce, ale na pewno mają ją w danym sklepie. I zawsze mogę iść, poprosić, zrobić zdjęcie. Szłam tam z sercem w gardle, ale nadal nieprzekonana. Zanim jednak poszłam do kogoś, kto mógłby mi tę książkę przynieść z magazynu, stwierdziłam, że nic nie szkodzi sprawdzić, czy nie zbłąkała się na którejś z półek. I wiecie? Powinniście słyszeć to wydarte na cały sklep   <JEST!>” (pisownia oryginalna).” Tak opowiada o swojej najnowszej książce Justyna Luszyńska na fejsbukowym profilu. Kolejny romans biurowy, można tak powiedzieć. Ale to za mało. W opowieści pojawiają się jako kluczowi bohaterowie Bartosz, Jakub i pewna Malina. Malina M

Listy nieobecności

Obraz
  To wstrząsająca książka! Jej podstawą są listy mieszkańców Płocka i Północnego Mazowsza, którzy trafili do hitlerowskich więzień i obozów zakłady. Za każdym z tych nazwisk czai się tragedia. Dla części z wywiezionych była to droga tylko w jedną stronę. „Paradoksalnie więcej mogliśmy się dowiedzieć o Bolesławie Krzywoustym czy architekturze Katedry niż o dziejach Płocka i losach jego mieszkańców”, pisze we wstępie Joanna Banasiak, dyrektor Książnicy Płockiej. Wydawnictwo wypełnia tę lukę. Znane nam z lekcji historii miejscowości: Działdowo, Treblinka, Ravensbrück, Oświęcim, Majdanek i inne. Do tego suche niemieckie akta. Nic więcej nie trzeba. Zainteresowani mogą zestawiać listy wywozowe z datą urodzenia i opłakiwać często młodych ludzi. W Płocku według źródeł niemieckich w 1940 roku 34.885 mieszkańców stało się ofiarą hitlerowskiego terroru. W ciągu roku liczba zamieszkałych w Płocku Polaków zmalała z 23.386 do 20.102 osób przy jednoczesnym wzroście liczby ludności niemieckiej. W pub

Most pomiędzy słowami

Obraz
  „Most pomiędzy słowami” to trzecia (po tytułach „Dzwony o zmierzchu” i „Wybór matki”) powieść poświęcona rodzinie Gardowskich. To znaczy każdą książkę autorka obdarza własnym konceptem, ale nazwisko porządnego policjanta z przedwojennego Płocka pojawia się we wszystkich. „Nadzieja gasła, dni nie różniły się od siebie. Świat wokół trwał, jakby nic się nie zdarzyło. W bezsenne noce Michalina patrzyła w niebo. Niektóre gwiazdy trwały niezmiennie od wieków, inne wypalały się niezauważone. Małe osobiste tragedie, niedostrzegalne z daleka, wśród wielu innych jasnych punkcików…” Te małe osobiste losy są największą wartością nowej książki Garkowskiej.  Jeśli porównamy lata 50. w komunistycznej Polsce do jakiejś czerwonej mazi, to bohaterowie powieści dokonują cudów, aby z rynsztoka wyjść obronną ręką. Najważniejsi z nich to Michalina (z domu Gardowska) i Piotr Reichmanowie z dziećmi. Brat Michaliny Michał Gardowski konkuruje z nimi o uwagę czytelnika. Z dziecka rewolucji, na naszych ocza

Rachmonim bnei rachmonim: Płoccy Żydzi, dobroczynność i filantropia

Obraz
  „Żydzi to <dzieci miłosierdzia> (bne’i rachmonim), (…) d obroczynność żydowska nie ma sobie równych”, pisze dziennikarz na łamach tygodnika „Izraelita” w 1903 r. Najnowsze wydawnictwo Fundacji Nobiscum autorstwa Gabrieli Nowak-Dąbrowskiej stanowi prezentację inicjatyw charytatywnych podejmowanych przez społeczność żydowską w Płocku od XIX wieku do czasów powojennych. Wiedzmy, że pojęcia dobroczynność i filantropia w kulturze żydowskiej nie są tożsame. „W judaizmie dobroczynność (hebr. cedaka) jest rozumiana jako nakaz religijny, akcentujący potrzebę opieki nad najuboższymi, natomiast filantropia czerpie korzyści ze świeckiej idei humanitaryzmu, podkreślając potrzebę solidarności z ubogim obywatelem”, pisze autorka. W imię tych obszarów płoccy Żydzi podejmowali szereg różnych działań, archiwa i prasa są pełne świadectw tych starań.  Jednym z nich jest powołanie w 1872 r. Szpitala Żydowskiego im. Izaaka Fogla przy ul. Misjonarskiej 7. Choć szpital, a zarazem przytułek dla k

Będę czekać całą noc

Obraz
  Debiutancką powieść płocczanki Justyny Luszyńskiej wypada nam wstawić na półkę z napisem romanse. Jest zwinna, wartka i wbrew okładce nie obiecuje niczego, poza dobrą zabawą. Ola, bardziej znająca się na rozliczaniu rachunków niż facetach, w sobotni poranek obudziła się w łóżku przystojnego, bogatego architekta Piotra. Od czwartku zabawa zaszła tak daleko, że nawet zdążyli się pobrać. Oboje po powrocie do przytomności o tym nie pamiętają. Ksiądz nie chciał udzielić im ślubu, bo „byli narąbani jak drewno pod lasem”, ale stosowna opłata go przekonała. Tak zawiązuje się akcja książki. Jej treść to narosłe wokół tego perypetie, komedia omyłek i udawanie kogoś innego. Ten związek, dla Piotra architekta przypomina mezalians. Ola jest według niego źle ubrana, uczesana i  ciągle wpada w tarapaty. Niczym Pigmalion lepi ją według swojego gustu zabiera na hojne zakupy i do fryzjera (bardzo dobra scena wyjścia na centrum handlowego). To nie jest powieść filozoficzna, ma się dziać i istotni

Radziwie

Obraz
  Monografia „Radziwie. Szkice o historii i architekturze” cieszy się tak wielkim powodzeniem, że autorzy Piotr Gryszpanowicz i Tomasz Piekarski podjęli decyzję o dodruku.  Książka dotyczy przede wszystkim okresu międzywojennego w historii lewobrzeżnej dzielnicy Płocka. Warto przy tym przypomnieć, jaki był startowy punkt Radziwia w momencie przyłączania do Płocka, zakończonego w 1923 roku. „Była to jednak biedna wieś, z niewielką liczbą prawdziwych gospodarzy, z większą ilością drobnych rolników, borykająca się nieustannie z powodziami i z niedostatkiem”, zauważa Tomasz Piekarski. Ten „ruch dzielnicowy” był swoistym awansem otwierającym drogę do poprawy losu kilkutysięcznej radziwskiej społeczności. Scalenie zaowocowało zwiększeniem powierzchni Płocka do 2199 ha, nie licząc powierzchni Wisły. W Radziwiu w XX-leciu międzywojennym pojawiły się inwestycje, poprawiające jakość życia wszystkich płocczan. Port, kolej, elektrownia, most drogowo-kolejowy. Bardzo interesujący jest wstęp Tom