Zuza albo czas oddalenia


„Miłość od pierwszego włożenia”

Bez pruderii, proszę Państwa, to słowa narratora. Nowa autokreacja Jerzego Pilcha, tym razem jako ponadsześćdziesięcioletniego  faceta, który zakochuje się bez pamięci w sprzedajnej dwudziestolatce o dźwięcznym imieniu Zuza. Stary satyr i nimfa.
Bohatera na 130 stronach niewielkiej książeczki ogarniają na przemian wyrzuty sumienia i zazdrość o Vlada, młodszego, piękniejszego i bogatszego kochanka. Proszę zwrócić uwagę na nieprzypadkowe, jak sądzę,  imię owego amanta, prawdziwie Pilchowy żart. Po prostu ten  wampir chce odebrać mu kobietę, regularnie wyje do księżyca zdradzany narrator. Nie jest to przypadkowe wycie, jest to wycie egzystencjalne zupełnie, przepełnione bólem istnienia. Ba, niemota, nędzne, żebracze rzężenie starego parkinsonika.
Siłą tej książki nie jest fabuła, amatorzy „scen”  znajdą w niej co najwyżej  parę celnych groteskowych uwag.  „Zuza albo czas oddalenia” poraża zderzeniem witalności i usychania.  Jej treść jest tak samo przecięta, jak grafika na okładce. Jest czas życia i czas umierania, jak w Biblii. Wszystko marność. Pilch nie ukrywa ani tego, że zwykle karmi swoje powieści własnym życiem, ani postępującej choroby.   Fantazje (?) czy też sex z prostytutką nie wyleczą z Parkinsona. Zajmą myśli czy ciało, ale na chwilę. Nadal będzie dygot od prawej nogi  idący i całe ciało obejmujący. Niemota, a w każdym razie duże kłopoty z mówieniem. Zapewniano mnie,  że lada chwila paraliż mowy sam się cofnie, tymczasem raczej się pogłębia. W każdym razie częściej tracę wiarę, chwile euforii rzadkie, tak rzadkie, że prawie ich nie ma. Co jest?
No właśnie. Ile tym razem jest Pilcha w Pilchu?


Jerzy Pilch, Zuza albo czas oddalenia, Kraków 2015

Milena

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdzie jest ta ulica, gdzie jest ten dom?

Wody (S)krwią płynące

Ewangelicy z płockiej guberni