Wy nie wiecie, jak tam biją dzwony!
Trudno pisać o tej właśnie książce urodzonej płocczance. Osoba
czytająca, niezwiązana z miastem nad Wisłą, zobaczy w niej historię obyczajową,
rzuconą na trudne lata 20. XX w. I zapewne prześledzi z zainteresowaniem, bo
powieść ma wciągającą fabułę i barwną narrację. Płocczanka czy płocczanin natomiast
dostrzeże miejsca i fakty nieprzypadkowe, związane z losem pary głównych
bohaterów, choćby aktualnym zameldowaniem. Dopóki sytuacja materialna rodziny
jest gorsza mieszkają przy ul. Więziennej (obecnie Sienkiewicza, ich
powieściowy dom już nie istnieje). Można się domyślać, co przeżywa główna
bohaterka, z malarskim talentem i wyobraźnią, która źle się czuje w ciasnym mieszkanie,
z widokiem na „dom poprawy”. Kiedy mąż policjant dostaje awans, rodzina
przenosi się do kamienicy na rogu Starego Rynku i Grodzkiej.
Za to imię i nazwisko głównego bohatera - Antoni Gardowski to
przypadkowe podobieństwo z poległym obrońcą Płocka Antolkiem Gradowskim. Garkowska
na spotkaniu autorskim w Książnicy Płockiej wyjaśniła, że szukała właściwego
nazwiska dla policjanta i wybrała to, kojarzące się ze słowem: garda.
Znajdujemy wiele tropów prowadzących do międzywojennego miasta. Przechadzamy
się po jego ulicach. Pod tym względem powieść jest jak fotoplastykon. Małżeństwo
Gardowskich wybiera się do kinoteatru na filmy, który zgodnie z prawdą
historyczną były właśnie w Płocku grane. Autorka zrobiła solidny risercz. Czytała
o Płocku lat międzywojennych. Źródłem była ikonografia, książki, pamiętniki, przede
wszystkim prasa. Z tej ostatniej zyskiwała wiedzę jaką mieliśmy pogodę, repertuar,
i kto właśnie umarł.
W tle powieści pojawiają się autentyczne postaci z historii Płocka jak
choćby Wanda Schreiberówna.
Książka zaczyna się od upiornej sceny gwałtów bolszewickich na grupie
kobiet. Żołnierze nie patrzyli. Brali jak leci. „Potem już nawet nie krzyczała.
I nadal nie liczyła. Nie chciała wiedzieć. Najlepiej – nie pamiętać. Zbawcza,
miękka ciemność zamknęła się nad nią jak spokojne fale rzeki”, 15-letnia Stefania nosiła w łonie owoc owego
fatalnego dnia. Bolszewickie gwałty na Polkach w 1920 roku do niedawna były
tematem tabu. Teraz między innymi dzięki publikacjom historyka Grzegorza
Gołębiewskiego, wydaniu pamiętnika Marceliny Rościszewskiej wiemy o nich coraz
więcej. Małe dziewczynki, stare kobiety wstydziły się o tym mówić. A płocczanie
nie pytali.
Powieść Garkowskiej jest subtelnym portretem kobiety zarobionej po
łokcie, nie rezygnującej z marzeń i niosącej własne dramaty. Mąż chciałaby
ratować związek. To trudne, skoro jego kobieta wymyka się mu z rąk. W tle
jeszcze jest dziecko, właściwie dzieci.
Na horyzoncie pojawia się wielka miłość. Wyrazem uczuć jest narracja
epistolarna, listy są pełne szacunku i gorących słów, wyszukanych metafor i tak
tajemniczy Jakub wygrywa z prostodusznym Antonim. Gdzie zawiedzie kochanków los?
Autorka zapowiada, że saga rodu Janiny i Antoniego Gardowskich będzie
miała dwie części. I skończy się w 1942 roku. Kolejna odrębna opowieść to
powojenne losy ich adoptowanej córki Michaliny.
Małgorzata Garkowska: Dzwony o zmierzchu. Wbrew wszystkiemu. Bielsko-Biała 2021
Komentarze
Prześlij komentarz