Wierzmy wierszom

 


Co trzeba? Na to pytanie polska poezja daje znakomitą odpowiedź: „Trzeba z żywymi naprzód iść”. Ona sama ma z tym postulatem Adama Asnyka pewien kłopot, bo dawne echa, szczególnie romantyczne, wabią w przeszłość jak świtezianki. Jednak ważniejsza jest obecność autorów, którzy zwracają uwagę nadążaniem za literacką rzeczywistością, byciem w ruchu, trzymaniem ręki na pulsie świata. Jednym z takich poetów jest Jacek Maria Hohensee. Jego utwory z tomiku Piasek czyta się tak, jakby informacja w biogramie na końcu książki „urodzony w 1943” była błędem, chochlikiem drukarskim.

Piasek opublikowała warszawska Fundacja Duży Format, więc biogram skupia się na informacjach o wartości ogólnopolskiej (że twórca to ceniony pisarz i malarz, autor scenariuszy do spektakli i filmów, a także scenografii dla Teatru Telewizji i innych programów TVP), natomiast pomija szczególny związek artysty z Płockiem. I to związek podwójny: Jacek Maria Hohensee od kilku dekad regularnie robi scenografie do sztuk wystawianych w płockim Teatrze Dramatycznym im. Jerzego Szaniawskiego, a niezależnie od tego bywa w gronie laureatów Konkursu Poetyckiego im. Władysława Broniewskiego „O Liść Dębu”. Kogoś takiego trudno nie uznać za półkrwi płocczanina.

Tym bardziej cieszą wiersze z tomiku Piasek. A najbardziej ich formalna świeżość, swobodny oddech, daleki od wszelkiej poetyckiej wzniosłości i namaszczonego tonu, budząca zaufanie bezpośredniość i lapidarność, która kryje w sobie poetycki kunszt, by o sprawach wielkiej wagi mówić tonem lekkim, niemalże niedbałym. Czasem są to obrazy, skupione w soczewkach dwóch czy trzech zwięzłych fraz (trochę na wzór poezji dalekowschodniej), do których dopiero czytelnik robi sobie przypisy drobnym drukiem. Na przykład w wierszu Wakacje, gdzie dwa dystychy kołyszą się jak szale wagi:

Krople wosku i rozłożona zostały na stole
nie ma nikogo 

Stawiam na progu
wiadro z odbiciem słonecznym

Jeszcze ciekawiej robi się wtedy, kiedy czytając, zaczynamy powoli wierzyć w datę urodzenia w biogramie i pojmować, że mamy przed sobą refleksje i wspomnienia, których źródła biją niekiedy bardzo daleko – i tym bardziej uderza ich krystaliczna czystość. Choć znowu – dyskretna, odrobinę tylko poetycko zmineralizowana, ufająca, że czytelnik rozpozna smak wody życia. Smak miłości.

Żabi król

Tak mamo to jestem ja
trzmiel ziemny użądlił mnie w policzek pod okiem
kiedy leżałem w trawie czekając kiedy nadjedzie twój pociąg
ale długo nie nadjeżdżał a potem

minął przystanek i się nie zatrzymał
mogłaś mnie nie poznać przejrzałem się w kałuży
zobaczyłem
żabiego króla o którym mi czytałaś 

Tak bardzo mnie nie bolało
Dziękuję ci mamo że przyjechałaś autobusem.

Wiersze Jacka Marii Hohensee są pisane trochę na przekór – nie tylko rozgadanym mediom, nie tylko romantycznej tradycji literackiej, ale też wiekowi autora. Ma się ochotę wierzyć im, a nie biogramowi na okładce. A zatem – wierzmy tym wierszom.

Maciej Woźniak

Jacek Maria Hohensee, Piasek, Fundacja Duży Format, Warszawa 2023.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdzie jest ta ulica, gdzie jest ten dom?

Wody (S)krwią płynące

Ewangelicy z płockiej guberni