Szczurołap z Darłowa

Komisarz Edward Popielski powraca w dość makabrycznej odsłonie. Pod choinkę tej książki nie polecałabym, zresztą i tak jest już za późno. Natomiast teraz, kiedy rozpoczyna się karnawał i wszystko jest dozwolone, dlaczego nie? Turpizm obok Horacego? Why not? Marek Krajewski, z wykształcenia filolog klasyczny, mój rówieśnik, też chyba wyszedł z tego założenia i sięgnął z satysfakcją po swoją wiedzę obficie, cytując starożytnych mędrców i ukrywając komisarza pod postacią nauczyciela łaciny i matematyki w darłowskiej szkole.
Obyty ze światem starożytnym i, jako mistrz czarnego kryminału, z ciemną stroną mocy, korzysta obficie z wiedzy i intuicji. O jego nowej książce wszystko mówi okładka. Plugawa, zaropiała, jak świat tuż po zakończeniu II wojny światowej, gdzie Niemcy są nikim, Polacy elementem podejrzanym, a rządzą UB i NKWD-ziści. W tym świecie nagle pojawiają się pogryzione zwłoki prostytutek; a w miasto idzie fama o trupojadzie.
Kiedy  jedną z ofiar zostaje kobieta Popielskiego, komisarz incognito musi włączyć się do śledztwa. Ukrywa swoją przedwojenną przeszłość. Nie ma dookoła nikogo bliskiego, każdy może być potencjalnym donosicielem, nie ma już Beatrycze. Zostaje tylko „Piekło”; bo i Dante patronuje tej powieści. I są : w najważniejszej części świat uporządkowany jest wertykalnie, jak właśnie dantejskie kręgi piekła. W ogóle intryga jest mniejszą wartością książki, niż jej konstrukcja formalna. Opisywanie fabuły kryminału (w internecie napisałabym: spoilowanie) zniesmaczy czytelnika, więc sobie darujmy. Natomiast prawdziwym majstersztykiem jest warstwa obyczajowa: duszna atmosfera Darłowa, w którym jod jest zastąpiony strachem. Polscy mieszkańcy zastraszeni przez ubeków i Sowietów, w tle nielegalny obóz niewolniczej pracy dla Niemek. Kilkanaście kobiet w podziemiach zamku przerabia szproty, śledzie i łososie na konserwy. Opis fabryczki jest tak naturalistyczny, że czytelnik słyszy wycie sprawianych ryb.
Brudne kobiety w łachmanach, całymi dniami stojące w po kolana w wodzie, śmierdzące odpadki. Idealne warunki dla gryzoni. Powojenne Darłowo, oprócz produkcji konserw, słynie jeszcze z walk szczurów z… no właśnie, z kim? Właściciele interesu czerpią z nich całkiem przyzwoite dochody, a widzowie, zwykle w mundurach, z partnerkami wiszącymi u ramion patrzą, jak zwierzęta zagryzają się na śmierć. W ogóle Krajewski okazał się niezłym szczurzym behawiorystą, za co dziękuje swoim mistrzom.
- Pomalujemy im grzbiety. Połowa ma mieć grzbiet biały, połowa czerwony. A o siódmej przyjdą goście i ich wojenne żony. Artur przyniesie swego małego ładnego pieska. I ten piesek będzie zagryzał szczury… A goście będą obstawiali, których zagryzie więcej, białych czy czerwonych – takie były zabawy, spory w one lata w Darłowie.
Powieść przebiega w dwóch równoległych płaszczyznach czasowych w 1948  i  2013 r. Wszystkie wydarzenia mają, jak pisałam, szeroki kontekst w kulturze i mają doprowadzić do odpowiedzi na pytanie: Czy można dla ocalenia własnego życia zabić niewinnych ludzi?
Tego nie wiem. Marek Krajewski też nie podpowie, ale warto sięgnąć po kolejną książkę z policjantem Popielskim, choćby po to, aby wraz z autorem pobawić się konwencją i podjąć kontrowersyjną literacką wyprawę nad polskie morze.

Marek Krajewski, Arena szczurów, Znak, Kraków 2015

                                                                             Milena

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdzie jest ta ulica, gdzie jest ten dom?

Wody (S)krwią płynące

Ewangelicy z płockiej guberni