Wszystko przez tego dybuka
„Rozstawiają plastikowe krzesła i rozmawiają,
palą świeczki i kładą niewielkie kamienie. W Jom ha-Szoa, Dzień Pamięci
Holokaustu. I tak każdego kwietnia, choć z roku na rok jest ich coraz mniej.
Przychodzą pod jeden z pomników na cmentarzu w Holonie. Ten z wyrytymi datami
1237 i 1941, powstanie i zagłada świata Żydów w Płocku. To ich potomkowie.” Tak
pięknie opowiada Rafałowi Kowalskiemu z Muzeum Żydów Mazowieckich Ela Elżbieta
Elner Budny, płocczanka pochodzenia żydowskiego.
Wydana niedawno książka Raz
jeszcze. Żydzi - Płock – Polska ma
dość osobliwą formułę i doskonale wpisuje się w płocki rynek publikacji o
tematyce żydowskiej. Jest to po prostu książka reporterska, z tym, że autor
sięga po różne rozwiązania: wywiad, spisane i przesłane wspomnienia, monolog,
którego jest tłem zaledwie, wreszcie po dramat.
Kowalski dotarł do 34 rozsypanych
po świecie Żydów urodzonych bądź mieszkających niegdyś w Płocku. Czasem są to wspomnienia naprawdę sędziwych
osób, które mogą być jeszcze osobistym świadectwem historii i odwiedzić obecny
Płock i MŻM, czasem nad Wisłą bywają tylko ich dzieci.
Ale nawet dla dzieci jest to
wielkie przeżycie. Ta sama pani Budny, która tak kultywuje żydowską tradycję
podczas wizyty w Płocku usiadła z mężem na ławce na Tumach i mówiła do niego:
„Pomyśl sobie, że mój dziadek też tutaj siedział, z koleżankami, kolegami, może
też jadł sobie albo spacerował z jakąś panienką. Ja i on widzimy to samo.”
Z każdego zdania tej książki,
słów często bardzo osobistych, (z samych trzewi i chwała Rafałowi za reporterską
cierpliwość i takt), wyziera tęsknota za opuszczonym miastem. Żadna maska jej
nie schowa. To nic, że Polacy wołali często za urodziwymi, czarnookimi zwykle
dziećmi „Żydówka”, czy Żydek” albo gojki nie dawały się im bawić ze swoimi
pociechami. Wszak zaułki, sklepy
bławatne, magle czy inne interesy miały swój smak, zapach. Jednej z bohaterek do
dziś brakuje zapachów żydowskiej kuchni. To dziwne, choć, zdaje się, że najnowsza
neuropsychologia potwierdza, że węch i smak to królowie pamięci.
Podobnie jak historia o bzie,
który przywiózł znanemu rysownikowi Jakubowi Gutermanowi przyjaciel z
dzieciństwa. Rozmówca Kowalskiego nie spodziewał się, że bez zakwitnie, nie tak bujnie, jak w naszym
klimacie, ale zawsze… I Jakub Guterman, patrząc teraz na ten polski bez, znów
staje na wysokiej płockiej skarpie. „Śledzi wzrokiem szare wiślane wody
spływające w niebieskawej mgle na północ. I głęboko wdycha majowy bez. Ten
liliowy, ten biały, który już na zawsze pozostanie Płockiem i smakiem dalekiego
dzieciństwa.”
Książka ma i ciemną stronę. Nie
tylko wspomnienia o antysemityzmie. O getcie i wywózkach. Zawiera m.in. wstrząsający
slajd o krewnym jednej z bohaterek. Przystojny, z dobrym wyglądem, schowany po
aryjskiej stronie. Niemcy podczas łapanki ściągnęli mu spodnie i odkryli, że jest
Żydem. Za swoim ojcem wyszedł przez komin w Treblince.
„Kiedy szłam ulicami Płocka,
miałam wrażenie, że chodzę po krwi” Powie z kolei w obszernej, intymnej relacji
Hedva Sedgal (Zosia Nisson).
Książka o płockich Żydach dla
miłośników literatury dokumentalnej może być
fascynująca. Bez obciążenia właściwego leksykonom, ale też bez fikcji
beletrystyki. Historie bywają zabawne, interesujące dla etnografa, bywają też,
co tu dużo mówić straszne.
Sam Kowalski pisze, że prowadził
go dybuk, czyli w religii żydowskiej dusza błąkająca się poza ciałem. Odkąd w
szkole usłyszał dowcipy w rodzaju przytoczonego wyżej „wychodzenia przez komin
w Treblince”, wiedział, że może narodowi wybranemu i szeroko pojmowanej
tolerancji swoją wiedzą tylko służyć, a nie wyśmiewać.
Rafał Kowalski, Raz
jeszcze. Żydzi-Płock-Polska, Płock 2016
Milena
Komentarze
Prześlij komentarz