„Stacha nie jest w porządku”
Książnica Płocka
wydała piękną książkę. I nie jest to proste stwierdzenie pro domo sua, ale opinie profesjonalistów i czytelników, którzy
byli na spotkaniu z autorką, Elżbietą Szubską-Bieroń, pytali o możliwość
zakupu, toczyli dyskusje na temat naszej najnowszej publikacji.
Nie było tak pełnego
opisu Płocka za okupacji niemieckiej. Wielką zaletą jest fakt, że Elżbieta
Szubska-Bieroń jest germanistką, czynną tłumaczką, więc źródła nie miały przed
nią tajemnic. Oparła się przede wszystkim na zachowanych egzemplarzach lokalnej
prasy NSDAP w latach 1949-1945.
Lokalny rynek prasowy
był zdominowany przez „Plocker Tageblatt”. W „złotych latach” dziennika
1941-1944 ukazywało się średnio 300
numerów rocznie w nakładzie nawet do 5-8 tys. egzemplarzy. W 1945 roku wyszło
już tylko 15 numerów. Dystrybucja odbywała się w prenumeracie i bezpośredniej
sprzedaży na ulicach, w sklepach czy w księgarniach. Adresatami byli Niemcy,
odnotowywano zarówno wielkie wydarzenia i sukcesy III Rzeszy, jak i informacje
typowo lokalne. Polacy przedstawiani byli oczywiście jako ludzie leniwi, źli,
głupi, czyhający na każdym kroku na zdrowie i życie rasy panów.
W artykule Stacha
nie jest w porządku tak charakteryzowano Polki: (…) jest w nich jednocześnie obowiązkowość i głupota, muszą być cały czas
pod kontrolą, kierowane i obserwowane. Nie jest w żadnym razie tak, aby
niemieckie gospodarstwa skazane było na Stasię lub Anielę. Jeśli obie
przykładowe miejskie służące pochodzą ze wsi, gazeta zaleca odesłanie ich z
powrotem - do ścielenia, wyrzucania obornika,
sadzenia ziemniaków czy prac przy żniwach. Z drugiej strony na łamach „PT” znajdziemy wyczerpujący portret żyjącego
miasta; z jego sklepami, przemysłem, rzemiosłem, topografią. Oczywiście „tylko
dla Niemców”. Autorka książki podkreśla profesjonalizm dziennikarzy, podając
jako przykład artykuł o płockiej rzeźni. Istotnie. miałam wrażenie, że Niemcy
bardziej humanitarnie podchodzili do zabijania bydła, niż ludzi.
Książka może wydawać
się niejednemu kontrowersyjna. Autorka, można rzec, „z zimna krwią”,
przedstawia zarządzany przez Niemców Płock.
Zapewne powściągliwość badacza dużo ją kosztowała. Pisać o zamordowaniu
pracownika szwalni za uszkodzenie kilku par spodni, bądź zarządcy hotelu za
dopijanie przez kelnerów alkoholi po gościach bez używania emocjonalnych słów
nie jest łatwo.
Z drugiej strony
trudno pominąć perfekcyjne zarządzanie miastem „za Niemców”, których dużo do
Płocka przyjeżdżało, bądź zostali sprowadzani jako fachowcy. Powstawały żłobki,
przedszkola, nowe mieszkania – m.in. do
dziś istniejące charakterystyczne budynki mieszkalne przy ul. Sienkiewicza, czy
kilka wyróżniających się architekturą domów przy Słonecznej. Rozwiązania
urbanistyczne miasta, wytyczenie ulicy Tumskiej jako łączącej Rynek Kanoniczny
z Nowym Rynkiem powstały w zaborze pruskim, a okupacyjna nazwa Płocka pochodzi
od nazwiska nadprezydenta zachodnich i wschodnich Prus w latach 1793-1807
barona Fryderyka Leopolda von Schrӧttera.
Dziennik z 1941 r. tak
określał zamierzenia władz Płocka: Ambicją niemieckich władz jest nadanie
miastu Płock ponownie jego poniemieckiego wyglądu, ponieważ Płock został
zbudowany przez niemieckich mistrzów co
jest widoczne w jego stylu, w jego położeniu, a przede wszystkim w jego
prostych, szerokich ulicach. Nigdy nie da się wymazać tego wzorcowego
charakteru miasta. Płock ma stać się wzorcowym miastem niemieckiego Wschodu.
Jednym słowem, takim
Zamościem wschodniej Rzeszy, miastem na
zamówienie Hitlera.
Słynny niemiecki ordnung wypływa z tej książki; szkoda,
że nie udało się wdrożyć paru niemieckich rozwiązań, zwłaszcza tych związanych
z żeglownością Wisły albo skopiować organizacji służby zdrowia czy opieki nad
dziećmi. Pomyślałam, że historia jest przewrotna. Postacią, która łączy obydwa wrogie światy jest niemiecki
romantyk E.T.A. Hoffmann. On jeden pojawia się w topografii miasta i teraz, i w
książce Elżbiety Szubskiej-Bieroń. Kiedyś jego imię nosiła m.in. niemiecka
księgarnia przy Erich-Koch-Strasse (Królewiecka), teraz symbol przyjaźni z
miastem partnerskim - Dom Darmstadt,
czyli kamienica przy Starym Rynku 8. Niedawno zmarł wielki orędownik powstania
tej symbolicznej placówki, znawca literatury polskiej i tłumacz, przyjaciel Płocka, dr Karl
Dedecius. Nie ma nic dziwniejszego i bardziej szalonego jak samo życie[i]
– czy niemiecki radca mieszkający w XIX w. w dawnym Hotelu Berlińskim przewidział, ze w
życiu miasta, którego na dodatek nie lubił, odegra nietypową rolę?
Komentarze
Prześlij komentarz