Skradzione lato

 


Od tej książki nie można się oderwać. Być może często się tak mówi o książkach, ale od tej naprawdę nie można. Grażyna Jeromin – Gałuszka od pierwszej strony dosłownie wciąga nas w snutą opowieść. Podobnie jak w innych pozycjach tej autorki przez całą historię towarzyszą nam tu trudne emocje: smutek, rozczarowanie, gniew. Jednak ani nam w głowach wyrywanie się z tego mocnego ucisku negatywnych wrażeń, okazuje się bowiem, że ten ból ma w sobie piękno, dobroć, łagodność. My po prostu musimy dać sobie czas i wytrwać z bohaterkami — wtedy ukaże się nam pełen obraz (i to jaki!). Będzie to pejzaż namalowany wrażliwością.

„Skradzione lato” to ciekawa pozycja, ponieważ ciężko ją wstawić w ramy gatunku, jednoznacznie określić nastrojowość, ocenić postępowanie i charakter postaci. Możemy za to z pełnym przekonaniem powiedzieć, że jest to jedna z tych książek, po których przeczytaniu westchniemy i stwierdzimy: „Ale to było dobre!”. Co tu dużo pisać, ten kto czytał inne tytuły, które wyszły spod pióra Pani Jeromin – Gałuszki (np. rewelacyjne „Kobiety z Czerwonych Bagien”), wie, że autorka jest mistrzynią w snuciu opowieści o przeszłości, odbijającej się głośnym echem w teraźniejszości, o miłości, często mającej wpływ na podejmowanie szalonych i złych decyzji, o dzieciństwie, które mimo tego, że nie jest idealne, wspominamy jako czas pełen magii.

Historia zaczyna się dosyć zwyczajnie – bohaterka kończy związek, musi wyprowadzić się z domu, w pracy też średnio się jej układa. Wyrusza więc w Polskę, nie wiedząc, czego szuka i gdzie trafi. A trafia do Rogożów, gdzie pół wieku wcześniej zaginęły dwie dziewczynki. Na tym chyba należy skończyć odsłanianie wątków fabularnych – po pierwsze to odebrałoby nam przyjemność z czytania, po drugie, takiej fabuły nawet nie da się zgrabnie streścić. Przecież tu chodzi o opowieść, o język, o niezwykłość, magię, odkrywanie piękna w smutku i beznadziei. Wobec tej książki byłoby po prostu nieuczciwe, by opowiadać o niej w kilku zdaniach, sprowadzając ją do historii jakich wiele, ciekawej fabuły, która zmierza do wielkiego finału. Oczywiście w „Skradzionym lecie” mamy świetne zakończenie, ale oczekiwanie na nie nie jest celem. Słowo po słowie, zdanie po zdaniu, strona po stronie… degustujemy, rozpływamy się, przeżywamy. Konsumpcja tej powieści jest procesem tyleż szybkim, co satysfakcjonującym.

Oj rzadko zdarzają się takie książki, które pozostawiają nas z nieulotnym wrażeniem, że oto było coś, o czym skrycie marzyliśmy – lektura, z której sączyły się emocje, by potem przelać się w nas i odbić jak w lustrze. Każdy przeżyje tę podróż na swój sposób, ale będzie to podróż pełna piękna. Obiecuję.

Marta 

Grażyna Jeromin-Gałuszka "Skradzione lato", 2022


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdzie jest ta ulica, gdzie jest ten dom?

Wody (S)krwią płynące

Ewangelicy z płockiej guberni