Milczenie Wikingów
Oddi,
syn Asgota z Czerwoną Tarczą, bohater czterotomowej sagi o Wikingach dojrzewa
na naszych oczach. Z lekceważonego przez ojca młodzieńca, przez długi pobyt i
obcowanie z odmienną kulturą plemion Ameryki Północnej w drugim tomie, staje
się prawdziwym i odpowiedzialnym przywódcą. „Zmężniał, zhardział,
zmądrzał”. Zaryzykowałabym twierdzenia,
że podobnie dzieje się z autorem sagi, gdyż kolejne tomy są coraz lepsze,
bardziej zdyscyplinowane, zarówno w formie, jak i w treści. Z niecierpliwością
czekam na czwarty.
Wychowałam
się na powieściach Karola Maya. I zawsze wzruszam się, kiedy pojawiają się
motywy obrzędów i wierzeń Indian. Wyszkoleni Beothukowie płyną wraz z drużyną Wikingów
przez Atlantyk, odwiedzając przy tym Jomsborg (wiele wskazuje na to, ze mógł to
być dawny Wolin) przez Bałtyk, Dniepr, Morze Czarne, aż do cesarskiego
Konstantynopola, czyli nadal obecny jest motyw wielokulturowości. Z dzielnymi
wojownikami Północy ciągną indiańskie kobiety: brzemienna Shaa-naan, żona
Oddiego i szamanka Kamienny Potok. Oddi porywa się na tę odważną wyprawę w
poszukiwaniu matki i siostry. Zdobywa nowych sojuszników, spotyka starych… Odnalazł
się też Ramiro Mendez, zacny bohater pierwszego tomu. Innymi słowy, barwnych
postaci nie brakuje. W każdym razie Wikingowie płyną, płyną, by dotrzeć do celu,
pokonując Dniepr płacą, nieraz krwią, za liczne przewłoki, mają wiele przygód. Historycznie
możliwych do napotkania na drodze ówczesnych wojowników. Wynika to z
przytoczonych przez autora na końcu książki źródeł.
Książkę
bardzo dobrze się czyta. Jest dynamiczna, a sceny walk nie zdominowały fabuły,
więc lekturę polecam nie tylko fanatykom tytułowych toporów. Zresztą, przy pewnej
tolerancji gatunkowej, w powieści można odnaleźć wątek kryminalny. Narracja
jest spójna, Lewandowski nie boi się rubasznego języka i anegdot, a sceny
liryczne też wypadają zdecydowanie lepiej, niż w poprzednich tomach. Opisy napotkanych bogactw i pałaców aż
błyszczą od metafor. W kopułach świątyń odbija się słońce niebios, a złym
ludziom sprawiedliwość wymierzy młot Thora. Może tylko komparatystyczne opisy
poszczególnych religii są zbyt obszerne. Wystarczyłyby za te wszystkie
dywagacje sceny pochówków poległych wojowników, w różnych rytuałach, które
rzeczywiście robią, zamierzone zapewne przez autora, wrażenie. Za to książki nie obciąża przerost dygresji, a
w powieści podróżniczej (ta część z uwagi na fabułę może i za taką uchodzić) pokusie
pobocznych wątków nietrudno ulec.
Na
jeden taki wątek - płocki - warto zwrócić uwagę. Treściwy i wprowadzony z
wdziękiem, a przecież na nadmiar obecności w książkach o zasięgu ogólnokrajowym
Płock nie może narzekać.
Wszak - „schnie drzewo odcięte od korzeni” -
jak napisał Lewandowski!
Milena
Radosław Lewandowski, Topory
i sejmitary, Warszawa 2017
Komentarze
Prześlij komentarz